Ile pracy! Ile zadań!
Cały dzień jest pełny zmagań
Tu wykłady, tu spotkania
Z braku czasu boli bania
Tak więc mocno postanawiam
Co dzień zdanie te powtarzam
Że już czasu nigdy więcej
Nie zmarnuję… umrę prędzej
Biorę się więc do nauki
To wymaga wielkiej sztuki
Tak bez kawy, tak na sucho?
Oj, wygląda to już krucho
Więc wsypuję do kawiarki
Najlepszej kawy trzy miarki
Zapach się unosi mocny
Oby czas ten był owocny
A siadając już do biurka
Przed moimi drzwiami zbiórka
Bo koledzy z mego roku
Już szykują się do skoku
I tak wchodzą grupeczkami
Ze swoimi kubeczkami
By kolega z naszej ławy
W samotności nie pił kawy
I choć kawa gniew mój koi
To nauka w miejscu stoi
Więc po kawie ich wypraszam
Na… za tydzień ich zapraszam
Siadam więc do biurka mego
By z nauką dopiąć swego
Piję kawy też ostatki
Ale zaraz… gdzie notatki?
Szukam wszędzie, nigdzie nie mam
Więc myślenie swe już zmieniam
Może Marcin wziął je wcześnie?
Idę więc do niego spiesznie
Wbijam prosto do Marcina
Spina wielka mnie już trzyma
A on widząc puls mój żwawy
Leje dla spokoju… kawy
Co więc robić, pytam śmiało?
Czy to się zmarnować miało?
Przecież miał on urodziny
I tak zeszło pół godziny
Więc gdy zjadłem już roladki
Pytam go o me notatki
A on patrzy ze zdziwieniem
„Czy zarządzam twoim mieniem?”
Co więc robić? Gdzie ich szukać?
Czy do wszystkich braci pukać?
Bardzo szybko więc wychodzę
W bólach w głowie plan swój rodzę
Więc na furcie biorę kaczkę
By zapytać naszą paczkę
Czy ktoś nie wziął mych notatek
Wielkiej pracy mój ostatek
I wnet Wojtek do mnie dzwoni
Słychać w głosie, że się broni
Że on nie chciał, że tak wyszło
Nie wie co do łba mu przyszło
Prosto idę więc do niego
By z szukaniem dopiąć swego
A on nie chcąc ze mną zwady
Przepraszając… leje kawy
Skruchy tej olać nie można
Bo postawa to bezbożna
Piję więc gadając mile
I godzina mija w chwile
I na koniec pytam śmiało
Co tu do mnie wrócić miało?
A on dusząc się ze śmiechu
Mówi do mnie bez pośpiechu:
„Cały dzień tak tutaj siedzę
Nikt nie przejdzie przez mą miedzę
W samotności tu konałem
Z notatkami… żartowałem”
Czy to prawda? No nie wierzę!
Złość mnie bardzo wielka bierze
Włosy z głowy już wyrywam
I o pomstę nieba wzywam
Na korytarz wiec wychodzę
I wnerwiony bardzo srodze
Na rektora prosto wpadam
„Choć tu Tomku, coś Ci zadam”
Sto kartonów mi pokazał
Docelowe miejsce wskazał
„Weź te książki do mnie proszę”
Więc posłusznie tak je noszę
Biegam z nimi w wielkim pocie
Dwie godziny… po robocie
Ledwo się po pracy zbieram
A notatek ciągle nie mam
Już mi trzęsie się podbródek
A ksiądz rektor bez ogródek
„Wielką pracy miałeś dawkę
Może chcesz też wypić… kawkę?”
Słabo byłoby odmówić
No więc co też miałem mówić?
Przy stoliku se usiadłem
Kawę spiłem… ciastka zjadłem
Po godzinie się zebrałem
Do pokoju się udałem
A notatek jak nie miałem
Nadal nie mam… ciała dałem
To dwudziesta już godzina?
Wszystko mówi moja mina
Toż to przecież senna zmora
Bo wybiła kręgów pora
Na dzielenie się udałem
Zwierzyć się tam komuś chciałem
Lecz według starego prawa
Dziś imieninowa… kawa
Już bez buntu to przyjąłem
Kawę tę na klatę wziąłem
A tuż po niej, jak to bywa
Każdy się do siebie zmywa
Teraz czas jest na spoczynek
I tak pełniąc mój uczynek
Nie chcąc kumpla ciągle budzić
Nie chcę się nauką trudzić
Z notatkami spokój dałem
Więc do spania się udałem
I pomimo kaw tych mocnych
Do krain przeszedłem nocnych
Tak więc czytelniku miły
Gdyby myśli Ciebie biły
Co robimy tu w samarze
W tym ogólnym naszym gwarze
Jak to widać mnóstwo zadań
Cały dzień jest pełny zmagań
Same naukowe sprawy
Już na myśl tę chciałbym… kawy.
Już na myśl tę chciałbym… kawy.
Pozdro!
Tomek-MTB :)