poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Bike Maraton - Myślenice 2015. Debiut, szybkie zjazdy i bolące nogi.



Cześć.
Wracam właśnie pociągiem z gór. I podejrzane wydaje mi się,  że  nie jedzie za bardzo spóźniony, jest czysty, nowoczesny, zadbany… Mam gniazdko żeby podłączyć sobie laptopa… coś jest nie tak. Prawdopodobnie jest to jakiś wschodnioazjatycki pociąg, który zachęca swoją nowoczesnością, a potem wywozi nim ludzi do obozów pracy, albo coś w tym stylu. Dlatego obawiając się tego, ba nawet praktycznie będąc pewnym, że nie dojadę do domu postanawiam jak to zawsze robiłem napisać coś o wyścigu na bloga jeszcze w pociągu. I tym oto sposobem przed dziwnym moim zniknięciem w bezkresach azjatyckiej tundry ostatnim sygnałem jaki przekażę światu będzie wpis o Bike Maratonie w Myślenicach.


sobota, 1 sierpnia 2015

A teraz będę wzbudzał zazdrość


Nie za bardzo wiem co chcę napisać, ale coś chcę. Więc tym cosiem, będzie niniejszym wpis.
Jak pewnie wam bardzo dobrze nie wiadomo, bo niby skąd, no chyba, że czytacie mojego bloga, co byłoby wielce nieprawdopodobne, siedzę sobie właśnie w górach. Tak, właśnie teraz siedzę bo ciężko pisze się wpisy na stojąco. Ale oprócz tego że siedzę (nie tylko kiedy piszę wpis, bo bym rzadko siedział) to jeszcze jeżdżę. No.. ale są pewne „ale”.
Skoro jednak już ustaliliśmy, że nie czytasz mojego bloga, to pewnie doskonale nie wiadomo ci, że szeroko i głośno wybierałem się w te góry (nie tylko siedzieć) wraz z Anką, czyli moją sympatią, która waży sobie poniżej dziesięciu kilo. Tak, takim rowerem. Ale teraz właśnie przechodzę do tego „ale”. Jak myślicie, co jest sercem roweru? Nie. Nie przerzutka Sram. Słabo to brzmi. Tak. Jeśli przyjmiemy, że sercem roweru jest rama, to można powiedzieć, że kolejny raz złamałem Ance serce. Zupełnie niespodziewanie… i dla niej i dla mnie. Po prostu pynkło. A było to na dwa dni przed wyjazdem w góry… Prawdopodobnie sprawcą całej sytuacji był Radek, który zazdrosnym okiem patrzył na moje wakacje z Anką. Zacząłem gorączkowo myśleć. Na funkiel nówkę nieśmigany carbon mnie nie stać, na alu mnie stać, ale nie stać mnie na zmianę korby, bo moja ma jakiśtamultranowyiprawdopodobniemałosztywny patent PF30.. Tak więc postanowiłem znów oddać ramę do sklejenia, co bym mógł sam się oszukiwać, że próbuję coś zrobić. A i tak wiem, że strzeli kiedyś. No ale jako kleryk moją ulubioną rozrywką wakacyjną może być łamanie serca Ance. Rok w rok. Coś w życiu trzeba robić, nie?