poniedziałek, 11 marca 2013

Marzenia... a może już cele?

     Jutro mam jakiś sprawdzian z angielskiego i szukając motywacji trafiłem w różne miejsca. Wpierw zgubiłem się na YouTube, potem (niestety) w kuchni, gdzie obficie sobie podjadłem. Potem znów zgubiłem się w internecie, na demotywatorach, żeby teraz wylądować tutaj. Niestety motywacji do nauki na razie brak, więc skorzystam z okazji i coś napiszę.
Otóż podczas dzisiejszej wycieczki po YouTube trafiłem na fajny klip podsumowujący dokonania Merida Multivan Teamu w 2012 roku...


     Choć wielkim fanem ich nie jestem to jednak muszę powiedzieć, że ten filmik natchnął mnie do pewnych przemyśleń. Zobaczyłem te niesamowite trasy, niesamowitą atmosferę, organizację, niesamowitych sportowców... Od dawna miałem takie marzenie, żeby na takiej "ważnej" imprezie wystartować... Może niekoniecznie w XCO, bo to nie jest moja działka, ale w takim Maratonie rangi UCI... To już byłoby coś.
Ale tak właściwie czy to jest moje marzenie? Moje marzenie czy może już cel? I tutaj zaczyna się głębsza rozkmina.

     Bo tak właściwie jak ja rozumiem marzenie? Dla mnie jest to coś co oczywiście chciałbym, żeby się spełniło w moim życiu, ale jednak jest odległe... może nawet nierealne. To jest jakieś wyobrażenie, jakieś mało realne zdarzenie... A cel? Dla mnie jest to rzecz, do której dążę i ku której zmierzam. Najczęściej jest to droga pełna wysiłku, pełna wyrzeczeń. I tutaj się pojawia pytanie czy taki start w np. Mistrzostwach Europy w maratonie jest celem, który mogę osiągnąć? Myślę, że tak. Co prawda trudno powiedzieć kiedy to mogłoby się spełnić, ale mam nadzieję, że kiedyś się spełni. A np. takie kolarstwo zawodowe w moim przypadku - cel czy marzenie? I tu już sprawa jest trudniejsza. Jestem tak właściwie początkującym zawodnikiem, a już biorę na ruszt kolarstwo zawodowe... Z jednej strony, mogę określić to jako cel, ponieważ robię bardzo wiele, aby być coraz lepszym kolarzem, co mogłoby się wiązać w przyszłości z jakimś kontraktem zawodowym... ale rzeczywistość daje mocno w pysk. Ilu ludzi w Polsce trenuje kolarstwo górskie zawodowo? No.. mało. A ilu ludzi by chciało? Właśnie... I tutaj mamy sytuację, która jest o wiele mniej możliwa do spełnienia niż inne moje cele... Ale czy od razu wkładać zawodowstwo do teczki "marzenia"? Trudno powiedzieć. Na razie nic nie wskazuje na to, że kiedyś zawodowcem zostanę... Dlatego tą sprawę mogę określić jako "wymarzony cel". Rozumiem to tak, że może kiedyś będę na tyle zaawansowany, że określę sobie to jako realny cel.
     Sprawa jednak nie jest taka prosta... Nasze marzenia i cele zmieniają się, ewoluują... Jak zaczynałem trenować moim marzeniem, a zaraz potem celem było podium na jakimś wyścigu... Potem celowałem w zwycięstwo. Jak już je osiągnąłem to zacząłem patrzeć na starszych i liczyć miejsca w OPEN... I tak to ciągle ewoluuje, zmienia się. Te cele które teraz mam, mam nadzieje, że za jakiś czas będą wykonane, a to o czym marzę stanie się moim celem. Wtedy pojawią się kolejne marzenia, które może staną się później celami i tak w kółko...
     Tak teraz to wszystko pisząc mam nadzieję, że jak będę to czytał za pół roku, rok, a może za kilka lat, że wszystko o czym tutaj pisałem będzie już osiągnięte... albo w zasięgu ręki. Kto wie, jak to wszystko się potoczy? :)
     Jedyne co mi teraz zostało to trenować, mimo niesprzyjających warunków. Miała być wiosna, ale ziemię pokrywa puchowa warstwa. Trudno. Niektórych rzeczy nie przeskoczymy.... A cele same się nie zrealizują. Tak więc wsiadamy na nasze maszyny i... jeździmy!

Tomek

1 komentarz: