Cześć! ;)
Dziś na szybko piszę notatkę, bo jest 3 w nocy, ja dopiero
wróciłem z Wisły z Bike Maratonu, a za kilka godzin wyjeżdżam do Zakopanego,
aby dla odmiany pobiegać trochę po górkach.
Od razu wytłumaczę się z braku zeszłotygodniowej
relacji z Wyrzyska. Niestety byłem chory i po prostu tam nie pojechałem.
Trochę szkoda, bo trasa była fajna i można było się pościgać...
Wracając jednak do Wisły. Wyjechaliśmy jak zwykle dzień wcześniej
- w piątek, o godzinie 13:30. Niestety nie jechał z nami Rafał, bo tydzień
wcześniej potłukł się w Karpaczu na maratonie Golonki, więc tym razem za
kółkiem czerwonego busa usiadł Pan Jasiu Zozuliński. Jechał jeszcze Glon, Tomek
Czerniak, Pan Romek, Pani Marysia i ja.
Na miejscu czekał Emil, który dojechał pociągiem. Wszyscy
poszliśmy spać, żeby następnego dnia - w sobotę wstać koło 9 rano. Zjedliśmy,
spakowaliśmy się, pojechaliśmy na rozgrzewkę, ustawiliśmy się w sektorach.
Stałem jak prawie zwykle koło Pana Jasia i Tomka. Był upalny dzień, koło 30
stopni w cieniu i wiedziałem, że będzie miało to duży wpływ na wyścig. Ogólnie
rzecz biorąc miałem do przejechania 61km i 2900m przewyższeń. Szykował się
bardzo ciekawy maraton. Równo o 11 godzinie zaczęliśmy odliczanie i pierwszy
sektor wraz z nami ruszył. Jak zwykle od początku poszło mocne tempo, ale o
dziwo utrzymałem je.
Pierwszy podjazd razem z Anią Szafraniec (CCC Polkowice) i Tomkeim Czerniakiem |
Na około 14 km skończył się drugi długi i męczący podjazd i
zaczął się szybki, kamienisty zjazd. Bardzo dobrze jechało mi się
technicznie (o niebo lepiej niż w Piechowicach) i udawało mi się rozwijać duże
prędkości na zjazdach, wyprzedzając przy tym kolejne osoby. Niestety szybka
jazda zakończyła się na 16km. Usłyszałem tam syk i charakterystyczny
dźwięk schodzącego powietrza. Od razu zatrzymałem się i zabrałem do wymieniania
tylnej dętki. Z pomocą przyjechał mi Glon, który już wtedy wiedział, że jest w
słabej dyspozycji i odpuszcza sobie wyścig i pomógł mi zmieniać dętkę. Szybko
poszło i po kilku minutach ( a tak przynajmniej mi się wydawało) ruszyłem w
pogoń za Tomkiem Czerniakiem. Zjazd w terenie przerodził się w bardzo szybki
zjazd asfaltowy, zaraz potem nawrotka i kolejny długi podjazd asfaltowy.
Nie cisnąłem mocno, bo wiedziałem, że jeszcze trochę trasy przede
mną, ale też nie odpuszczałem. Było gorąco, więc dużo piłem, aby się nie
odwodnić. Na 20km skończył się wymagający (zresztą jak wszystkie inne na tym
maratonie) podjazd no i znów z górki! Jechało mi się świetnie i mimo
wcześniejszego laczka miałem dobry humor. No i powtórka z rozrywki. Na jednym z
kamienistych zjazdów koło 23km poczułem na łydce pulsujący strumień powietrza,
syk. Znów tylne koło. Czy za mało napompowałem powietrza i dobiłem? Nie. Kamień
z pod koła tak dziwnie wyskoczył, że urwał zawór presta. Po prostu genialnie.
Nie miałem drugiej dętki, ale popytałem ludzi i w końcu ktoś mi takową rzucił.
Zabrałem się do zmiany, ale bez takiego entuzjazmu jak za pierwszym
razem.
Skończyłem swojego drugiego "pit-stopa" i zacząłem
zjeżdżać dalej. Stwierdziłem, że mam już bardzo dużo straty i że praktycznie
niemożliwe jest, żebym dogonił Tomka i żebym dojechał do mety na GIGA
w przyzwoitym czasie.. Postanowiłem pojechać już tempem rozjazdowym, skupiając
się na zjazdach, żeby je potrenować i zjechać na dystans MEGA. Jechałem na
prawdę spokojnie, podjeżdżając na młynku, podziwiając widoki,
rozmawiając z motocyklistą prowadzącym GIGA, który narzekał, że takie
podjeżdżanie i czekanie jest bardzo nudne, i
zjeżdżając stosunkowo szybko :). Zatrzymałem się na bufecie, napiłem
się, oblałem wodą, zjadłem i pojechałem dalej. Po drodze spotkałem Pana Jasia,
który prowadził rower. Powiedział, że przeciął oponę i teraz musi prowadzić, bo
mu się nie uszczelniła...
Tak mi powolutku mijała trasa do mety, ale stwierdziłem, że
na nią nie wjadę. Czas miałem tak słaby, że ten start popsułby mi sektor startowy,
więc tuż przed metą pod taśmą uciekłem do miasteczka wyścigowego. Zaraz po
dojechaniu, zaczepił mnie jakiś chłopak i zapytał, czy ja jestem Tomek Pawelec.
Zdziwiłem się, ale powiedziałem, ze tak. Okazało się, że chłopak czyta mojego
bloga... Przyjemna sprawa, że ktoś to czyta :)
Trochę mało napisałem o trasie, więc tutaj to nadrobię. Była
bardzo wymagająca. Jeśli chodzi o podjazdy, to były bardzo sztywne, strome i
długie. Bardzo wiele musiałem podprowadzać, ale to raczej z powodu zmęczenia.
Na świeżości wszystkie dałoby radę chyba wjechać. Zjazdy - kamieniste, szybkie,
niebezpieczne, czasami asfaltowe z dużą ilością zakrętów, były też trawiaste
polany, a na jednej z nich Emil zaliczył bardzo mocną glebę uderzając w
pieniek, wylądował w szpitalu i wracał do Poznania z gipsem na ręce i przednim
kołem do wyrzucenia. Był to najtrudniejszy maraton, jaki do tej pory w życiu
jechałem.. Wiem, że w porównaniu do Golonki to pewnie nic, ale tam
jeszcze nie nie było... Jeszcze.. :)
Jeśli chodzi o mnie.. Czy jestem wkurzony z powodu laczków?
Nie. :) Oczywiście czuję niedosyt, ale bardzo się tym nie przejmuję. To jest
sport i takie rzeczy po prostu się zdarzają. Jeśli chodzi zaś o moją
dyspozycję... Jestem bardzo zadowolony. Start, nieskromnie powiem miałem jak na
mnie genialny. Nigdy tak mocno nie wystartowałem i bardzo mnie taka
dyspozycja cieszy. Na razie zastanawiam się, czym było to spowodowane, już
jakieś wnioski wyciągnąłem.. Jeśli powtórzy się to na kolejnych maratonach,
będę miał receptę na dobry start. ;) Technicznie jechałem o wiele lepiej niż w
Piechowicach, co oczywiście mnie też bardzo cieszy. Nie bałem się zjazdów,
chodź były kamieniste i niebezpieczne, rozwijałem duże prędkości i panowałem
nad rowerem. Podjazdy.. Tutaj mogłoby być lepiej, ale nie narzekam. Poprzednie
tygodnie miałem gorsze z powodu choroby i pracy, więc to może być powodem
trochę gorszej dyspozycji, ale ogólnie rzecz biorąc jestem zadowolony :)
Gratulacje dla Tomka Czerniaka, który wygrał M1 na Giga
i zajął bardzo dobre 14 miejsce OPEN i dla Pani Marysi, która wygrała w K5 na
MEGA. Nasz BGŻ Eska Team po raz piąty (na 6 wyścigów) wygrał klasyfikację
drużynową. :)
W drodze powrotnej jak zwykle pełno rozmów na temat
trasy, wyścigu, jak kto pojechał, jak kto co zjechał itp itd. Zaszokowała mnie
też jedna sytuacja. Okazało się, że z Panem Jasiem Zozulińskim jestem
spowinowacony. Ciekawa sprawa, bo nawet takiego czegoś nie przypuszczałem. Pan
Jasiu też był zszokowany. :))
Dobra, tyle na dzisiaj. Robi się jasno, a ja jeszcze w ogóle nie spałem.. A
czeka mnie dziś jeszcze koło 9 godzin w samochodzie... Następny wyścig -
prawdopodobnie - BM Głuszyca.
Pozdrawiam
Tomek
dzieki Tomcio! :D dobrej zabawy w górach :)
OdpowiedzUsuńTo ja Cie za metą zaczepiłem - mimo 2 złapanych laczków ukończyłem na 4/6 M1 i 139/408 OPEN MEGA :D
OdpowiedzUsuńGratuluję ;)
Usuń