Siemaneczko.
No tak. Znów zaczynam pisać za późno. Piszę na zmęczeniu, robię głupie błędy (pomijając fakt, że piszę głupoty :) ), potem czekam do rana, żeby podlinkować to na moim fejsie, bo w nocy nikt nie zobaczy... Miałem zacząć już jakiś czas temu, ale tutaj pogadanki ze znajomymi, z siostrami, potem trzeba jeszcze powiesić pranie i tak prawie północ się robi. Do tego jeszcze co chwilę coś podjadam... I przygniata mnie ta świadomość, że to jedno ciastko, odkłada się, potem robię się coraz grubszy i coraz grubszy, robię masę na sprintera, potem już nie podjeżdżam pod żadne górki, aż w końcu nie jestem wstanie wsiąść na rower i umieram na zawał serca spowodowany brakiem ruchu. I wszystko przez jedno ciastko po 22 godzinie... Chyba trochę panikuję.
A tak serio mówiąc, to żadnym ciasteczkiem się nie przejmuję, bo wszystko (nawet z nadwyżką) spalę już za kilkadziesiąt godzin. Jedziemy na południe! Tym razem na kultową edycję MTB Marathonu do Karpacza. Pozwolę sobie rzucić kilka przykładowych zdjęć autorstwa jpbike:
Do tego dwie liczby: 70km i 2600 m. w pionie. Jak nie zabije mnie
przewyższenie, to rozwalę się na przedstawionych zjazdach. Chyba zamówię sobie karetkę.
Hehe.
Będzie ciekawie. Było nawet w zeszłym roku, mimo, że to Grabek organizował. Słyszałem kiedyś porównanie. Jest trzech organizatorów, których nazwisko zaczyna się na literkę "gie". Gogol (ten od wyścigów w wlkp.), Grabek i Golonko. Mają trzy trasy do wyboru: Asfaltowa droga, leśny szeroki dukt i singiel. Gogol puści wyścig asfaltem. "Po co narażać ludzi na niebezpieczeństwa lasu? Jeszcze ktoś na jakąś gałąź najedzie." Grabek leśną szeroką drogą. "Mam osobny cykl szosowy, puszczę ludzi w lesie." A Golonko? Krzakami. "[zjarany wzrok] Hehe. Zrobią nową drogę. Hehe."
Jak Grabek organizował wyścig w Karpaczu to było ciekawie. Uwierzcie mi, że teraz będzie jeszcze lepiej.
Co jeszcze mi przychodzi na myśl... Prawdopodobnie będzie to pierwszy wyścig od dawna... bez błota! Nawet jakby padało, to by go dużo nie było, ale nie ma padać. To chyba jakaś nowość w tym sezonie. Ma być ładnie, cieplutko. Jeślibym napisał, że się nie cieszę z tego powodu, to bym skłamał. Więc nie napiszę. Proste.
Będzie ciekawie. Było nawet w zeszłym roku, mimo, że to Grabek organizował. Słyszałem kiedyś porównanie. Jest trzech organizatorów, których nazwisko zaczyna się na literkę "gie". Gogol (ten od wyścigów w wlkp.), Grabek i Golonko. Mają trzy trasy do wyboru: Asfaltowa droga, leśny szeroki dukt i singiel. Gogol puści wyścig asfaltem. "Po co narażać ludzi na niebezpieczeństwa lasu? Jeszcze ktoś na jakąś gałąź najedzie." Grabek leśną szeroką drogą. "Mam osobny cykl szosowy, puszczę ludzi w lesie." A Golonko? Krzakami. "[zjarany wzrok] Hehe. Zrobią nową drogę. Hehe."
Jak Grabek organizował wyścig w Karpaczu to było ciekawie. Uwierzcie mi, że teraz będzie jeszcze lepiej.
Co jeszcze mi przychodzi na myśl... Prawdopodobnie będzie to pierwszy wyścig od dawna... bez błota! Nawet jakby padało, to by go dużo nie było, ale nie ma padać. To chyba jakaś nowość w tym sezonie. Ma być ładnie, cieplutko. Jeślibym napisał, że się nie cieszę z tego powodu, to bym skłamał. Więc nie napiszę. Proste.
Muszę się wam pochwalić, że w końcu udał mi się tydzień treningowy. Mimo, że przez pierwszą część odpoczywałem, to potem zrobiłem swoje. Trochę się pokręciłem po szosie, wczoraj trochę w terenie, dzisiaj zrobiłem sobie przyjemny rozjazd. Luuubię to. Serio. Wyjechać sobie koło 19 na rowerek i pojechać nad maltę. Ciepły, (prawie) letni wieczór, jezioro, zachodzące słońce... Tak romantycznie... Tylko ja i... dwa pedały... Dobra, nieważne.
(Chyba jednak nie mogę pisać wieczorami. ^^) Ta... i wracając na ziemię. Po jednym z treningów przyjrzałem się mojej oponce... I zauważyłem, że Race King, którego mam założonego na przodzie powoli kończy swój żywot. Pojeździć jeszcze pojeździ, ale ścianki ma już poobcierane i boję się, że na wyścigu gdzieś go przetnę. Do Karpacza nie ogarnę tego, ale już na kolejne góry powinienem mieć coś nowego. I cholerka znów ten sam problem mam. Za duży wybór. Gdyby były dwa modele opon to kupno opon zajęłoby dwie minuty... Ale nie. "A może coś od Geaxa, albo Schwalbe... Chociaż Schwalbe ma cienkie ścianki boczne. Ale ta nowa wersja Snake Sin powinna załatwić sprawę! To jest to. Biorę Rocket Rona. Z drugiej strony podobno Saguaro sobie dobrze radzi. To może Saguaro jednak? Chociaż nie, ciężki jest. Przejrzę ofertę Maxxisa. No... coś by się znalazło, ale mnie to nie przekonuję." Wtedy dopiero się zaczyna.... "Poszukam w mniej znanych firmach... Ritchey, Bontrager a może Michelin?"
Po dwóch tygodniach: KLIK
Ale pocieszę was. Już wybrałem. I nie zamierzam zmienić zdania. Na przód wrzucę sobie Continentala X-Kinga w wersji Race Sport. A teraz, że jestem poznaniakiem i sknerą (czyt. odkładam kasę na 29era) to szukam gdzie najtaniej kupić. Ogólnie już się przyzwyczaiłem do cen, ale jednak jakby na to spojrzeć na to tak z boku... 150zł za kawałek gumy...?! Wiem, wiem. Te wszystkie technologie, mieszanki gum, 3D, opcja nagrywania w HD, 3GB pamięci, złącze HDMI i możliwość zmiksowania 3 (słownie trzech) kilogramów truskawek naraz! Technologia kosztuje. Lifa.
Chyba już powinienem iść spać. Swoistym wyznacznikiem tego jest to, że mam za głośno puszczoną muzykę. A czemu? Bo próbuję zagłuszyć szum (tak to się na to mówi?) komutera, który jest coraz bardziej głośny. Czuję się tak, jakby miał zaraz wybuchnąć. Dobra, wybuchnąć to nie, ale pewnie się zaraz spali.
Żeby uchronić mój komputer i wasze głowy przed jeszcze bardziej porąbaną częścią tego posta, postanawiam iść spać w trybie natychmiastowym.
Z poważaniem,
Tomek-MTB
Dobry tekst, też jadę do Karpacza, więc dość prawdopodobne że się spotkamy.
OdpowiedzUsuń