niedziela, 3 listopada 2013

Schemat

Czasami warto wyrwać się ze schematu. Serio. Nie wiecie o co chodzi? To ja wam zaraz powiem. Jestem właśnie w górach, a dokładniej w Tylmanowej. Ci co czytają bloga wiedzą, że tutaj jest moja baza wypadowa i często spędzam tutaj wolne weekendy i wakacje. Tym razem jest tak samo… prawie tak samo.




Tomek-MTB pojechał w góry. Tomek-MTB wziął ze sobą rower. Tomek-MTB miał piękną pogodę. Tomek-MTB miał kilka wolnych dni. I wreszcie Tomek-MTB ani razu tego roweru nie użył. WTF?! Co się stałosie? Zmarnowany czas, co? Nic bardziej mylnego.
Cały weekend spędziłem z rodzinką. Zawsze było tak, że wszyscy szli na wycieczkę w góry, a Tomek jechał na ośmiogodzinny trening metodą zapierdalania w trupa pod każdą sztajfę w okolicy. Potem Tomek wracał z wakacji i oglądał zdjęcia jak rodzinka (a rodzinkę mam dużą) fajnie spędzała czas razem. A moimi jedynymi wspomnieniami była kartka z zapisanymi treningami i może kilka zdjęć z GoPro. Postanowiłem to zmienić.
Rower walnąłem do piwnicy. Biedny Radek pewnie strasznie marznie. Ale trudno. Założyłem buty górskie, ubrałem się ciepło (oczywiście po kolarsku, bo nie przypuszczałem, że będę chodzić po górach, przecież miałem zamiar po nich jeździć) i poszliśmy całą ekipą na „spacer”.

Wiadomo, rower to moja największa pasja i jazda na nim sprawia mi ogromną przyjemność. Ale czasami trzeba wypaść z utartego schematu i zrobić coś na przekór wszystkiemu. Jest listopad, nie ma spiny treningowej, więc czas spędziłem sobie z rodzinką. Pochodziliśmy po górach, pooglądaliśmy widoki, zrobiliśmy całą masę zdjęć i filmików które teraz trzeba będzie złożyć w fajny klip. A rower stoi.
Warto zrobić czasami coś innego niż zakłada plan treningowy, coś innego niż inni Ci każą, coś innego niż wszyscy robią i coś innego niż powinieneś zrobić. Bez spalary, bez spiny, z bananem na twarzy i w świetnej atmosferze. I nie mówię tutaj o Twoich trzech atmosferach w tylnym kole.

Odpuść sobie czasami swój schemat. Weź paczkę znajomych, pójdzie gdzieś i zróbcie coś co zapamiętacie na długo. Jak ktoś cię potem spyta co robiłeś w poprzedni weekend niech na samą myśl zrobi Ci się wesoło, skoczy Ci puls o kilka uderzeń i z uśmiechem opowiedz. No chyba, że nie możesz opowiedzieć, bo aż tak fajnie było. I tak wtedy Twoje „Chyba nie chcesz wiedzieć…” zabrzmi lepiej niż „A taki tam czterogodzinny trening w tlenie”. Serio.

Schemat jest dobry. Ale czasami wyrwanie się z niego jest… zresztą sam spróbuj.

Kończę, bo mimo, że gwiazdy, na które co chwila zerkam, w górach wyglądają o wiele piękniej, to jednak na dworze nie jest aż tak ciepło. Wracam do domku, gdzie brat napalił w piecu i zaraz siadamy do żarcia. Nie. Dzisiaj nie ładuje węgli, ani nie robię bilansu kalorycznego. Dzisiaj żrem. W całym pozytywnym tego słowa  znaczeniu.

Se ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz