Konkurs, konkurs i po konkursie.
Tak to pokrótce można ująć. Ale jestem wam winny jeszcze informacje kto wygrał, prawda?
No to kalendarz wygrywa mój brat. Dziękuję, dobranoc.
Niestety nie ma tak łatwo. Chciałem ładnie ustawić konkurs, powiesić sobie kalendarz w pokoju i cieszyć się z tego jakim to jestem liskiem chytruskiem, jednak Ania (nie, nie mój nowy rower), która podarowała kalendarz stwierdziła, że tak właściwie moglibyśmy się spotkać i zrobić losowanie z prawdziwego zdarzenia. I cały plan wziął w łeb.
Tak więc wraz z tą, która popełniła kalendarz, wybraliśmy się na miasto w celu poszukiwania miejsca, gdzie możemy spokojnie usiąść i załatwić wszystkie formalności. Stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy powiązani z kolarstwem, to możemy skoczyć na coffe-cocoa brejka i wstąpiliśmy do przyjemnej kawiarni. Kij z tym, że nie mieliśmy treningu, żeby robić tego "brejka", ale trzeba się lansować, nie?
Usadowiliśmy się w kawiarence, wycięliśmy wasze, drodzy konkursowicze, nazwiska, wrzuciliśmy je do opakowania do przechowywania żywności i zabraliśmy się za losowanie.
Usadowiliśmy się w kawiarence, wycięliśmy wasze, drodzy konkursowicze, nazwiska, wrzuciliśmy je do opakowania do przechowywania żywności i zabraliśmy się za losowanie.
Ale zanim wylosowaliśmy kogokolwiek, to Ania, stwierdziła, że zrobi mnie w konia i nie da mi kalendarza do konkursu. Dała dwa. Bo ma dobre serce. Klękajcie narody.
Po oświadczeniu Ani przyszedł czas na losowanie. Przyznam się wam, że chciałem ją zdyskryminować i zaproponowałem, żeby to ona pierwsza losowała. Ale Ania nie daje się dyskryminować i powiedziała, że to ja mam pierwszy wyciągnąć karteczkę, a jako, że nie jestem konfliktowym facetem i nie chciałem wchodzić w dyskusje dotyczące pierwszeństwa i innych dżęderów zacząłem losować. Po dwudziestu minutach Ania powiedziała, że wystarczy tego mieszania i czas wyciągnąć karteczkę. Wykonałem polecenie (bo konfliktowym facetem nie jestem). A oto efekt:
Po oświadczeniu Ani przyszedł czas na losowanie. Przyznam się wam, że chciałem ją zdyskryminować i zaproponowałem, żeby to ona pierwsza losowała. Ale Ania nie daje się dyskryminować i powiedziała, że to ja mam pierwszy wyciągnąć karteczkę, a jako, że nie jestem konfliktowym facetem i nie chciałem wchodzić w dyskusje dotyczące pierwszeństwa i innych dżęderów zacząłem losować. Po dwudziestu minutach Ania powiedziała, że wystarczy tego mieszania i czas wyciągnąć karteczkę. Wykonałem polecenie (bo konfliktowym facetem nie jestem). A oto efekt:
Jakby ktoś się przestraszył tej mordki z góry i szybko przewinął tekst w dół, to napiszę, że pierwszy kalendarz wygrał Konrad Baliński!
Potem przyszła kolej na Anię, której mieszanie losów poszło szybciej i już po chwili wyciągnęła karteczkę z nazwiskiem...
Jakby ktoś nie mógł oderwać wzroku od Ani i nawet nie zauważył karteczki, to tylko dodam, że drugi kalendarz wygrał Arkadiusz Broda!
I takim to sposobem możemy oficjalnie zakończyć nasz konkurs.
Ale chwila, chwila. Przecież jeszcze coś obiecaliśmy. No to słowa dotrzymujemy. Dla wszystkich uczestników konkursu, którzy poprawnie odpowiedzieli na pytanie (a była tylko jedna osoba, która się pomyliła. Jeszcze w Skaj i Omega Farmie nie jeżdżę - pozdrowienia dla Kuby Kędziory :) ) mogą kupić kalendarz za 10 ziko. Dyszkę. Mieszka. 10 złotych. Dotarło? To tyle co nic!
Więc jeśli nie udało Ci się wygrać, to spraw sobie nagrodę pocieszenia, napisz do Ani powiedz, że startowałeś/startowałaś w konkursie i kup se kalendarza!
Możecie pisać pod ten adres: annaolszanska1@gmail.com
Dobra. To chyba już wszystko. Dzięki, że wystartowaliście, gratuluje tym, którzy wygrali i czekajcie na kolejne konkursy! :)
Pozdrawiają
Tomek i Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz