Stając na linii startu, poczułem dokładnie to samo co teraz. Westchnąłem tylko lekko, powiedziałem sobie w myślach "No to się zaczęło" i zabrałem się do roboty. Na linii startu miałem na myśli pierwszy wyścig w sezonie, a teraz, przy klawiaturze, pierwszą relację.
Ale od początku. Na starcie byłem fatalnie ustawiony. Wyścig miał ruszyć o 12:15, więc z Michałem Kowalczykiem zrobiliśmy sobie dłuższą rozgrzewkę i bardzo się zdziwiliśmy jak kilka minut po 11 wszyscy już stali ustawieni. Michał wskoczył do pierwszej linii, mi było trochę głupio, więc stanąłem z tyłu.
Było nas koło 70 osób i tak jak prawie każdy, chciałem zobaczyć jak przepracowałem zimę i na co mnie stać na samym początku sezonu startowego.
Odbyło się krótkie odliczanie i... poszli!
Od samego początku zaczęło się wyprzedzanie. Liczyłem na trochę wyższe miejsce niż w ostatniej 10, więc wrzuciłem lewy pas i ogień. I tak generalnie przez całe pierwsze okrążenie.
Trasa Kujawii XC w Myślęcinku była bardzo interwałowa. Jak to XC. Kilka sztywnych podjazdów, jeden podjazd zasługujący na miano "sztajfy" i to takiej konkretnej (albo jedziesz all-in, albo butujesz), i kilka szybkich zjazdów. Praktycznie 0 płaskiego. Technicznie za to bardzo prosto, jednak ktoś, kto umiał zjeżdżać mógł nadrabiać kilka cennych sekund.
Po pierwszym kółku byłem bardzo zadowolony. Ale jak tu nie być, kiedy wyprzedziło się kilkadziesiąt osób? Takie coś podbudowuje. Ale jakby nie spojrzeć, zmęczyło mnie to. Non-stop w gazie. Odbiło się to na drugiej rundzie, gdzie na każdym podjeździe ktoś mnie wyprzedzał. Powiedziałem sobie, że jeśli dalej będę się tak źle czuł, to pewnie nie ukończę tego wyścigu. Wylądowałem na 20 pozycji i tak przez chwilę się utrzymywałem.
Tętno jednak się trochę uspokoiło, noga trochę przepuściła kwasu i zacząłem nadrabianie. Tym razem już w rytmie. Jechałem równo, nie spinałem się na podjazdach. Co ciekawe. Na zjazdach dużo nadrabiałem. Albo odjeżdżałem. Zależy czy ktoś był przede mną, czy za mną. Olać. Po prostu jechałem szybciej niż inni. A wszystko to dzięki Ance. 29er to jednak to, czego potrzebowałem. Na dziurawych trawiastych zjazdach, na szybkich długich łukach nie miał sobie równych. Dawno tak pewnie nie czułem się na rowerze. Pod górkę też pięknie się wspinał. Nic tylko wyprzedzać dalej.
I tak robiłem. Co prawda już towarzystwo się trochę rozjechało, jednak ja ciągle swoim równym, tempem wyprzedzałem.
Wpadłem w swój bardzo dobry rytm, którego się trzymałem. Przez cały wyścig rodzinka, która akurat przyjechała ze mną, pokrzykiwała, żebym dawał z siebie więcej. Przyjemna sprawa jak ktoś Ci kibicuje, jednak dużo więcej z siebie dać nie mogłem.
Jazdę od 3-8 rundy można nazwać generalnie jako sukcesywne odrabianie, nachodzenie i wyprzedzanie. Co prawda kilka razy wymieniliśmy się pozycjami z zawodnikami, jednak ostatecznie po 8 rundach miałem już przewagę i ciągle swoim rytmem pokonywałem kolejne metry trasy.
Na trzy rundy przed metą, złapałem i zjadłem żelka energetycznego. Miałem już świadomość, że w ogólnej klasyfikacji niewiele się zmieni, ale chciałem uchronić się przed jakąś bombą czy innym osłabnięciem.
Nie myliłem się. Tak właściwe na ostaniach rundach tylko jedna osoba mnie wyprzedziła, jednak nie byłem już w stanie nawiązać walki.
Po 10 rundach, bez dubla, skończyłem wyścig. Strasznie zmęczony, z piekącymi nogami, ale zadowolony. Cel został osiągnięty - przepalenie i odmulenie nogi. Jak potem się okazało, zająłem 12 miejsce OPEN.
Czy jestem zadowolony? Szczerze wam powiem, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony XC to nie jest moja docelowa dyscyplina, jednak spodziewałem się trochę innego wyścigu w moim wykonaniu. Z drugiej strony, to był pierwszy wyścig w sezonie, który rządzi się swoimi prawami i 12 miejsce nie jest aż takie złe.
Największym minusem było chyba spóźnienie się na start. Pozostaje tylko gdybać jak wyścig by się potoczył, gdybym był dobrze ustawiony. Trudno. Nauczka na przyszłość.
Największy plus? Anka. Po prostu jak jeździ ten rower to jest nie do ogarnięcia. W każdym punkcie trasy czułem się świetnie na mojej nowej maszynie. I na ostrych sztajfach, przy stawaniu w pedały, na skrętach i przede wszystkim na szybkich, dziurawych zjazdach.
Na wyścigach jeszcze potrzebuje trochę szlifów formy, w pisaniu relacji chyba też.
Spokojnie, mam jeszcze dużo czasu, żeby poprawić się na tych dwóch płaszczyznach. :)
Tomek-MTB
P.S Fotki zrobione przez mojego brata - Wojtka ;)