poniedziałek, 21 stycznia 2013

Za co kocham kolarstwo - part 3

 Poznań, wiosna, rok 2012. 
     Tak właściwie to już nie pamiętam czemu byłem wtedy taki zły. Miałem po prostu ochotę wszystko rozwalić, nakrzyczeć na wszystkich, zjechać kogoś od góry do dołu. I wcale tutaj nic nie podkolorowuje na potrzeby tego tekstu... Po prostu mega wkurzenie. Na dworze deszcz, mokro, zimno, ale wiedziałem, że jest tylko jeden sposób żeby tego złego stanu się pozbyć - przebieram się i wsiadam na rower. W windzie moje słuchawki zaczynają nadawać głośną muzykę i odcinam się od świata dźwięków zewnętrznych. Wychodzę z bloku, wskakuje na rower i zaczynam jechać. Po dojechaniu nad Maltę (jeziorko, wokół  którego ludzie się rekreują - biegając, jeżdżąc na rowerach i innych wrotkach), postanowiłem porządnie się wyżyć. Wrzucam blat-ośka i zaczynam dusić kapuchę. Po kilkudziesięciu kilometrach ucieczki przed samym sobą, podczas wyścigu Tour de Malta, wracam do domu. Dziwna sprawa, bo wracam zupełnie inny niż przed kilkoma godzinami. Jak to możliwe?

Wchodzę do pokoju, w którym, przed chwilą, nosiło mnie i miałem ochotę wyciągnąć spod łóżka czerwony przycisk z napisem "DO NOT USE", otworzyć plastikową przeźroczystą klapkę, walnąć pięścią w przycisk i rozwalić cały świat. A teraz stoję zmęczony... ale szczęśliwy i radosny. Cholera! Jak to możliwe? - pomyślałem i poszedłem pod prysznic zacząć dzień "od nowa".  
     Takich sytuacji jak ta powyżej miałem w swoim życiu pełno i mógłbym o tym napisać osobnego bloga,  ale chyba nie muszę, bo mam nadzieję, że podłapaliście o co chodzi.
     Nie mam pojęcia jak to się dzieje i dlaczego tak się dzieje. Pewnie jakbym teraz poszukał u wujka googla, to znalazłbym sobie pierdzieści tysięcy artykułów, napisanych przez amerykańskich naukowców, o oddziaływaniu wysiłku fizycznego na samopoczucie. Nie muszę jednak wiedzieć jak to działa, żeby obserwować tego efekty. A jakie one są?  Tak jak w powyższym krótkim opisie: są bardzo, bardzo pozytywne. Najlepiej - jak na dłoni,  widać to w sytuacjach skrajnego zdenerwowania, czy stresu. Po prostu już od pierwszych obrotów korby czuję jak wszystko ze mnie schodzi, spływa. Umysł zaczyna inaczej pracować, zaczynam się skupiać na coraz szybciej ginącej pod moimi kołami drodze i... no właśnie. I o wszystkim się zapomina. Tak najzwyczajniej w świecie.
      Często można się spotkać z pytaniami jak można się szybko odprężyć,odstresować, zrelaksować po ciężkim dniu w szkole/pracy. Odpowiedz mam zawsze taką samą: "Rower. Choćby pół godziny..." U mnie zawsze działa. Nigdy nie próbowałeś? Może warto spróbować? Spróbowałeś? I jak?
       Jestem ciekawy, czy to tylko na mnie tak to działa... A może jestem aż tak kolarsko zboczony, że rower jest odpowiedzą na wszystkie pytania? Może i tak...;) Ale coś w tym całym wysiłku musi być... Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby po jakimś wyścigu wszyscy siedzieli po samochodach i się smucili... Jak tak się chodzi po miasteczku wyścigowym to widać pełno osób, które mimo zmęczenia, śmieją się, uśmiechają się... Z radością opowiadają jak to było na wyścigu, co przeżyli... Coś musi w tym być...

    I za to kocham kolarstwo. Za to, że bezproblemowo mogę się odprężyć, zapomnieć o problemach, uciec myślami zupełnie gdzie indziej... Za to, że mogę wyżyć się, zmęczyć, wrócić radosnym do domu... Za to, że prawie co weekend mogę być wykończonym po wyścigu... wykończonym, ale szczęśliwym.



Po siłowni i bieganiu zmęczony, ale szczęśliwy i radosny
Tomek-MTB :)


3 komentarze:

  1. A powiem Ci, że również mam swoje zboczenie.
    Kocham ludzi. I to sprawia, że jestem szczęśliwy. : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dokładnie tak samo, kiedy w domu jest napięta atmosfera,i czuję,że coś zaraz wybuchnie to biorę rower i ogień:)Po powrocie jest już ok, i to jest najlepsze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz kiedyś wyszedłem na rower zadowolony, a wróciłem wkurzony, przez spotkanie ze strażą miejską ;). Jazda na rowerze przed snem ma też cudowne działanie :)

    OdpowiedzUsuń