czwartek, 12 września 2013

Wizyta

[...]
- To mało prawdopodobne... Dobry humor, panie Tomku? Ostatnio jak pan u mnie był, to nie było tak kolorowo. Słaba forma, przemęczenie, nienajlepszy wyścig... Wiem, że może mieć pan zawahania nastroju...

- Ale nie biorę już tych tabletek! Czuje się lepiej. Dodatkowo poszedłem dzisiaj do agencji pracy, w której pracowałem, że już nie mogę, jestem zmęczony po treningach, zabuliłem dużo kasy za naprawę mojego koła... Jest coraz lepiej pani Doktor!

- Panie Tomaszu! Ale nie można odstawiać tabletek bez zgody lekarza. Przecież dobrze pan  o tym wie. A z tego co mówisz, to wnioskuje, że Twoja psychika jest już tak zniszczona, że myślisz, że czujesz się dobrze, podczas gdy tak właściwie nic się nie układa... Posłuchaj... wiem, że życie płata różne...

- Ależ pani niczego nie rozumie. Wiem, że ostatnio byłem przybity i w ogóle... Ale zaczęło dziać się dobrze w niedzielę, tuż po naszym spotkaniu, dzień po tym beznadziejnym wyścigu... Pojechałem sobie wtedy z kolegą... Tak mam kolegów! Ale pojechałem sobie z nim - Tomkiem-  na Dziewiczą Górę, żeby pokibicować naszemu trenerowi. Ale Rafał jak zwykle jechał swoje, więc doping mu wiele nie pomógł... Więc zaczęliśmy kibicować wszystkim innym. Wie pani, że to podnoszące na duchu, kiedy wspomaga się innych? Darliśmy ryje na tych biednych sportowców, którzy ledwo co jechali, bądź biegli pod górkę. Byli wykończeni, ale uśmiechnięci, gdy nas widzieli. Praktycznie żaden z nas nie przebiegł bez przyspieszenia. Nikomu nie pozwoliliśmy... I to uczucie, gdy pół miasteczka wyścigowego dziękuję ci za wspaniały doping... A potem z Rafałem pojechaliśmy na rundę rozjazdową. Pogadaliśmy sobie o ważnych sprawach - teamach, najbliższych startach, treningach...
Potem było już tylko lepiej.
W poniedziałek byliśmy u p. Grzegorza i rozmawialiśmy o planach na przyszły sezon. Będziemy szukać sponsora i może uda się rozwinąć naszą współpracę. Oby. Ale cały poniedziałek padało, więc zrobiłem tylko dwadzieścia kilka kilometrów rozjazdu.
Wtorek to typowy dzień treningowy. Po ustaleniach z Rafałem zrobiłem sobie prawie 4,5h szosy. Spotkałem piękną dziewczynę w sklepie, która mnie obsługiwała i kupiłem od niej dwie dobre drożdżówki. Bardzo udany dzień. Wieczorem sobie obejrzałem film...
W środę postanowiłem sprawdzić, czy ta dziewczyna w sklepie rzeczywiście była taka piękna. Więc pojechałem jeszcze raz 4h szosy. Niestety dzień wcześniej musiałem mieć niezłą bombę, bo dziewczyna była zupełnie inna niż sobie zapamiętałem. Ale przynajmniej zrobiłem dobry trening. I wieczorem odpocząłem.
Czwartek... to dzisiaj. Wstałem wcześnie, poszedłem do mojej agencji pracy podpisać rachunki. Przy okazji powiadomiłem ich, że potrzebowałbym pracy, ale nie jestem w stanie pogodzić jej z treningami. Deficyt na koncie, ale odpuszczam. Potem pojechałem sobie odebrać moje koło, które naprawiali prawie tydzień. Oddałem bez jednej szprychy, a musiałem zapłacić za dwie.. Bo drugą sami zerwali. No i wyszła z tego kosmiczna kasa, bo policzyli sobie za każdą po 12zł. Wszystko się układa!

- Panie Tomku... przykro mi to mówić, ale te tabletki... One powodują trochę zniekształcenie rzeczywistości. Prawdopodobnie żadna z tych rzeczy o których pan mówi się nie wydarzyła... Wiem, że to szokujące, ale...

- I wtedy do mnie zadzwonił. Spoko się rozmawiało, zaprosił na herbatkę i w ogóle. No i dostałem zlecenie. Nienormowany czas pracy, robię sobie przy biurku, w domu, przez neta. Tak się cieszę. Kasa może niewielka, ale zawsze trochę można dorobić. I nie koliduje mi to z treningami... Wszystko się układa!

- Maarek, Maarek. Możesz zapiąć pacjentowi pasy? Ok, dziękuję. Rozkręcał się na dobre.
Panie Tomku. Proszę mi teraz nie przerywać... To co Pan przeżywa, to nic innego jak...




Nie pamiętam co dalej dokładnie było...  Kazali postawić krzyżyk w jednym miejscu, mówili coś o ubezwłasnowolnieniu.. potem dałem sobie zrobić kilka zastrzyków. Pomogło. Tak się cieszę.

Teraz tylko muszę się przygotować na jutrzejszy wyjazd. Chociaż wszyscy wokoło mówią mi, że zostaję w domu i nic mi nie będzie, to ja już torbę mam gotową.
Trasa w Polanicy ma tylko 74 kilometry i 2100m przewyższenia. Już wiem jak pojadę. Tylko nie za bardzo rozumiem, czemu nie mam klamki w pokoju... czemu kaloryfer jest obłożony jakąś gumą... A wszystkie ściany są takie puste... kurde gdzie jest moja szafka?! No nie ważne. Jutro o 16 wyjazd. Więc muszę się szykować.

Dobra, dali mi kolejne tabletki. Biorę je, bo mówią, że to magnez. W końcu na wyścig się przydadzą.
Tylko czemu zawsze tak mi się chce po nich spać...


A tak na serio..
To chyba nie mogę pisać wieczorami...
Tomek-MTB : )


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz