poniedziałek, 17 września 2012

111km Mistrzowskiego wyścigu, czyli Mistrzostwa Polski XCM w Dąbrowie Górniczej

     Było już po jedenastej godzinie. Zimne przedpołudnie sprawiło, że bluza była koniecznym elementem ubioru, a że nie było za bardzo co robić, razem z Tomkiem leżeliśmy w samochodzie i odpoczywaliśmy, podczas gdy nasz trener - Rafał ścigał się na trudnej trasie Poweraide Maratonu w Piwnicznej Zdrój. Towarzyszyliśmy mu w długiej podróży do tej miejscowości tuż przy granicy Polsko-Słowackiej, żeby następnego dnia móc wystartować w Mistrzostwach Polski w Maratonie MTB w Dąbrowie Górniczej. No właśnie... To już jutro o tej godzinie będę startował w tej ważnej imprezie - pomyślałem i dalej próbowałem zasnąć...

    Czas szybko minął, Rafał dojechał do mety jako 3 w M4, dekoracja, spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę do Olkusza, gdzie przewidzieliśmy nocleg. W samej Piwnicznej jeszcze wzięliśmy coś na ząb i... dalej nie pamiętam, bo poszedłem spać. Obudziłem się dokładnie przed hotelem (czy jak to tam inaczej się nazywało) w Olkuszu. Szybki prysznic, jakiś ciepły makaronik i położyliśmy się spać.
     Nocy nie mogłem zaliczyć do najlepszych - śniły mi się jakieś dziwne rzeczy (w tym matura z języka polskiego) przez które co chwilę się budziłem. Ostatecznie jednak wstaliśmy koło 7:15. Popakowaliśmy rzeczy, przebraliśmy się w stroje kolarskie BGŻ Eska Team-u, zjedliśmy, wzięliśmy rowery i poszliśmy do samochodu. Drogę na miejsce startu Mistrzostw mieliśmy krótką - tylko 32km, więc już koło 9 godziny byliśmy na miejscu. Miasteczko wyścigowe było usytuowane w samym centrum Dąbrowy Górniczej, przy parku Hellera. Stanęliśmy na wyznaczonym parkingu koło aquaparku i poszliśmy się zapisać. Trochę postaliśmy w kolejce, dostaliśmy numery i pakiety startowe. Wszystko fajnie przygotowane, na wysokim poziomie, każdy dostał zipy, agrafki, bogate pakiety startowe - bardzo pozytywne zaskoczenie porównując to z innymi imprezami.

    Jednak odebranie pakietów to nie był mój cel, więc poszliśmy odczekać swoje do samochodu, potem pojechaliśmy na rozgrzewkę przy okazji orientując się jak będzie wyglądał finisz. Wszędzie było dużo policji, ulice poblokowane, zabezpieczone - wyglądało to profesjonalnie. Równo o godzinie jedenastej ruszyła Elita Kobiet. Może z osiem dziewczyn ruszyło na najdłuższy dystans MP. Dwadzieścia minut później dokładnie to samo zrobili (jak mus, to mus :) ) Panowie z Elity których było już więcej (koło 40?). My w tym czasie już staliśmy w sektorze startowym. Przypadał nam drugi sektor na dystans Grand Fondo, lecz tak wyszło, że postanowili nas  puścić wszystkich razem. Nie było nas za wiele.

     Tak jak przypuszczałem pierwsze kilometry były bardzo spokojne - wszyscy jechaliśmy razem. Jechałem w peletonie koło 15 pozycji OPEN tuż koło Tomka Czerniaka. Trwało to tak przez pierwsze 7,5 kilometra które prowadziły nad jeziorami na asfaltowych ścieżkach. Dopiero potem zaczęło się ostre ściganie - wjechaliśmy w teren. Od razu powitała nas dziurawa ścieżka nad jeziorem z dużą ilością kałuż. Jechałem przed Tomkiem, ale nie za bardzo miałem czas i możliwość obejrzenia się jak jest daleko. Te prowadzenie trochę dodało mi skrzydeł i choć grupa się rozciągnęła to nie odpuszczałem. Dopiero po jakimś czasie  kolega z klubu mnie wyprzedził. Teren nadal był podziurawiony co spowodowało porwanie się grup i powstanie małych grupek. Nie chciałem się zajeżdżać, więc nie goniłem Tomka za wszelką cenę, co spowodowało, że znikł mi z pola widzenia... Tylko do 15 kilometra. Gdy tylko go zobaczyłem stwierdziłem, że jeśli tylko będę mógł to będę z nim jechał. Choć kosztowało mnie to wiele wyśiłku w końcu doszedłem Tomczera - niestety nie na długo - na kolejnym zakręcie wkręciła mi się w kasetę jakaś polna roślinka. Zatrzymałem się i zacząłem wydłubywanie resztek zielonych liści spomiędzy zębatek. Podczas szybkiego pit-stopu wyprzedziło mnie kilkanaście osób. Szybko zabrałem się za nadrabianie strat. Przez jakiś czas jechałem solowo - zawisłem między grupką Tomka a kolarzami za mną.

     Nie chciałem się zacierać, więc czekałem aż ktoś mnie dogoni i razem pojedziemy dalej. Na około 19 kilometrze usłyszałem, że jedzie ktoś za mną a daleko przed sobą widziałem Tomka. Machnąłem ręką i krzyknąłem: "Dawaj, dojdziemy tych z przodu". Od razu zobaczyłem kolarza po mojej prawej stronie... Miał taką samą koszulkę jak ja... Jak już dotarło do mnie, że to Rafał natychmiast pożałowałem. Wiedziałem, że jak będzie chciał kogoś dojść to nie odpuści. I tak było tym razem. Przyspieszenie do 40 km/h w terenie i ledwo co utrzymałem koło, ale opłaciło się. Teraz jechaliśmy wszyscy razem (Rafał, Tomek i ja) w jednej ośmioosobowej grupce.

    Jakoś sześć kilometór później wyjechaliśmy z terenu, wjechaliśmy na szosę, minęliśmy bufet, który był fatalnie ustawiony tuż za zakrętem.  Miałem nadzieję trochę odpocząć na asfalcie, jednak Rafał szybko nas zorganizował mówiąc: "szybkie, krótkie zmiany... i następny... i następny, kolejny, kolejny..." A kiedy przyszła moja kolej i chwilę pociągnąłem a na zmianę wyjechał trener. Tak się złożyło że było pod górkę i tylko Tomek dał radę utrzymać tempo "zmiany" którą można by określić jako atak. 
     Kilku z grupy rzuciło się w pogoń, ja zostałem razem z trzema kolarzami z którymi ułożyliśmy współpracę. Kolejne kilometry asfaltu szybko minęły i wjechaliśmy w teren. Licznik pokazywał 27km. Przypomniałem sobie, że od tego momentu na profilu trasy pojawiają się górki. Wyciągnąłem żelka energetycznego i na kamienistym podjeździe szybko go zjadłem i popiłem izotonikiem. Na podjazdach trochę się rozciągnęliśmy, ale nie "kleiliśmy" bo nie było to zbytnio potrzebne. Trasa tutaj zrobiła się ciekawa. Podjazdy, podjeździki, kamienie, szuter. Trudno spamiętać co było w jakiej kolejności. 
     Kolejną rzecz zapamiętałem na około 37 kilometrze kiedy dojechał do mnie jakiś chłopak w czerwonej koszulce, który wyglądał (i dobrze to oceniłem) na juniora. Wiózł się za mną, lecz nie przeszkadzało mi to. Czekałem tylko aż da zmianę. Nie doczekałem się, więc postanowiłem dojść dwóch kolarzy których czasami widywałem na długich prostych. 
     Tak właściwie najmocniej przyspieszyłem na pierwszym trudnym zjeździe. Wrzuciłem blat i mocno nacisnąłem na pedały. Czułem się bardzo pewnie, więc szybko dokręciłem do 35km i ostro wszedłem w kilka zakrętów, przeskoczyłem nad kilkoma korzeniami i dziurami,  i już byłem przy obserwowanych wcześniej chłopaków. Za sobą nie widziałem młodego kolarza co oznaczało, że musiałem mocno mu odejść na tym zjeździe. Wyścig toczył się dalej. 
     Koło 42 kilometra tuż zza zakrętu wyskoczył nam przed oczy sztywny podjazd. Napisałem "nam" bo choć zgubiłem tamtych dwóch kolarzy (lub oni mnie zgubili - już nie pamiętam) właśnie w tym momencie dojechała do mnie czołówka dystansu Medio, który startował pięć minut po naszym sektorze. Udało się go w całości podjechać i chwilę później rozpoczął się zjazd. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu na dole stał Tomek. Raczej można powiedzieć że siedział na ramie i obserwował wyścig, jakby nigdy nic. Szybko zapytałem "Co jest Czerniak?!". "Laczek"- brzmiała krótka, ale wymowna odpowiedź. Przekląłem pod nosem pecha Tomka i pojechałem dalej. Chłopacy z Mega trzymali dobre tempo, więc trochę powiozłem się na kole. 
     W pewnym momencie znów do mnie dojechał chłopak w czerwonej koszulce. Dał zmianę, potem jednak przed kolejnym technicznym zjazdem przepuścił mnie i tyle go widziałem. 

     Końcówka rundy to mulące trawiaste podjazdy na łąkach. Jechało się powoli, mocno trzęsło, ale się jechało. Na ostatnim dojechała mnie kolejna grupka z Medio. Usiadłem na koło i wiozłem się aż do rozjazdu Medio/Grando Fondo (czyli normalnie Mega/Giga). Zaraz po rozjeździe bufet. Zatrzymałem się na chwilę, nalałem izotoniku (jakiś bardzo gęsty dziwnie smakujący) do bidonu i ruszyłem dalej...

    W tym samym momencie koło mnie pojawił koło mnie się Pan Mieczysław Berezik (M-5), którego poznałem dzień wcześniej w Piwnicznej Zdrój. Usiadłem na koło, żeby chwilę odsapnąć ale usłyszałem: "To nie jest moja Astra, że Ty z tyłu siedzisz" :). Dałem więc zmianę i tak jechaliśmy przez jakiś czas. Jednak potem opadłem z sił i zacząłem jechać na kole przez połowę drugiej rundy. Niewiele się działo - spotykaliśmy bardzo mało osób. Tylko na zjazdach jechałem lepiej technicznie i wyprzedzałem Pana Mieczysława i gdy tylko czułem przypływ energii starałem się dawać zmiany. 
     Gdy zjechaliśmy z drugiej rundy w stronę mety zjadłem ostatniego żelka i dopadliśmy jednego chłopaka z M-2 w koszulce i na rowerze Treka. Wiedzieliśmy, że ostatnie 20km jest  płaskie, więc pan Mieczysław Berezik zarządził mocną jazdę z częstymi zmianami, bez urywania siebie nawzajem. Żelek zaczął działać więc zaczęła się ostra jazda. Współpraca układała się znakomicie - jechaliśmy ciągle koło 32-34km/h. Trasa prowadziła nad zbiornikiem "Pogoria 4" na asfaltowej ścieżce. Łykaliśmy kolejne osoby z Medio i pojedyncze z Grando Fondo. Po kilku  kilometrach nad jeziorkiem, gdzie obserwowało nas dużo osób zjechaliśmy na chwilę w teren. Potem były do przejścia jakieś tory kolejowe i dalej asfalt. 
     W końcu wjechaliśmy do miasta. Już byłem na skraju wycieńczenia. Jechałem siłą woli. Ostatni podjazd, skręt w lewo, potem w prawo. Jesteśmy w parku. Przepuściłem pana Mieczysława na finiszu za to, że odwalił za mnie kawał dobrej roboty. Przejechałem przez linię mety nie mając pojęcia które zająłem miejsce w kategorii i padłem na ziemię ze słowami: "Ukończyłem i do tego żyję"
     Leżałem tak przez około dwie minuty. Potem się pozbierałem, podziękowałem panu z m5 i powoli pojechałem do samochodu gdzie był już pechowiec Tomek i zmęczony Rafał. Wymiana zdań i znów gleba - trzeba było poleżeć bo w głowie zaczęło się kręcić. Potem wstałem, złapałem komórkę i przeczytałem SMS. Udało się! Zostałem brązowym medalistą na Mistrzostwach Polski Amatorów na dystansie Grando Fondo w kategorii M1! 


    

     Podsumowując: Jest to moje największe życiowe osiągnięcie w mojej krótkiej (1,5 rocznej) "karierze" kolarskiej. Wyścig był jak dla mnie bardzo ciężki z powodu dystansu (111km) jak i z typu tras. Gór nie było, ale były dziury, kamienie, kamyczki które mocno wybijały z rytmu. Siłowo i wytrzymałościowo dałem z siebie wszystko co jeszcze do dziś mocno czuję. Technicznie - jak dla mnie rewelacyjnie. Dużo osób gubiłem/dochodziłem na zjazdach, na zakrętach. Nigdy tak pewnie mi się nie udawało jechać i chyba nic nie mogę sobie pod tym względem zarzucić. Organizacyjnie było super- dobre pakiety, dobre nagrody,  świetne zabezpieczenie tras, fajna atmosfera. Jedyny minus - bufety. Na giga tylko 2 i do tego bardzo słabo zaopatrzone i ustawione. Ale reszta - świetnie!

 Bardzo chciałem podziękować panu Mieczysławowi Berezikowi który bardzo mocno pomógł mi na drugiej rundzie i bez którego nie osiągnął bym tak dobrego wyniku! :)



Plany na następny weekend? Bogate! 
Sobota - BM Karpacz
Niedziela - Grand Prix Wlkp w Łopuchowie. 
Oba wyścigi oczywiście na najdłuższe dystanse. A co! 


Pozdrawiam
Tomek Pawelec :) 


8 komentarzy:

  1. No, Tomku, czapki z głów. Dziwię się, że jeszcze nie ma tu żadnych komentarzy - takie wyczyny i bez odpoczynku na laurach już plany na następne. Brawo, brak mi słów uznania i podziwu.
    Oczywiście - życzenia jak najlepszych sukcesów, pokonuj zakręty i dopadaj przeciwników, niech na samą wieść, że startujesz mięknie im rura (rowerowa), a zakręty niech biorą po zewnętrznej. Ode mnie i od Cioci w prezencie dostaniesz dodatkową porcję żelek.
    Muszę się tutaj podpisać, bo w tych "Profilach" jest jakaś zaklęta tajemnica - nie na moje nerwy.
    Wujek Tadeusz J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do wszystkich: Wpisywać się, Gratulować itd, -
    to okazja wpisywać komentarze na Blogu Tomka teraz, kiedy On zajmuje "tylko" 3 miejsce. Później, gdy będzie Mistrzem nad Mistrzami nie zmieścicie się w kolejce.
    Wujek Tadeusz J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem,czym się tu podniecać. 3/5 i miejsce w drugiej połowie stawki na trasie nie mającej prawa do aspirowania do Mistrzostw Polski.
    Zapraszam na prawdziwe maratony, na dystans MEGA i potem chwalenie się wynikami.
    Owszem - łatwo o dobre wyniki na długich dystansach, gdy nie ma konkurencji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... od czego tu zacząć... No może od tego, że takie komentarze ludzi z zewnątrz trochę podcinają skrzydła i wcale przyjemnie się ich nie czyta. Co do miejsca... Po pierwsze było nas 7 a nie 5 (choć to nie gra większej roli) i prawdą jest, że zająłem miejsce w drugiej połowie stawki... Ale może spojrzałbyś na to kto startował w tej imprezie. Jak to sam Robert Banach napisał: " Zebrało się zacne grono zawodników i nie pamiętam abyśmy mieli tylu dobrych kolarzy na jednej lini startu od lat." Więc trudno byłoby, żeby junior nagle wyskoczył i znalazł się w pierwszej 30 open.

      Kolejna sprawa... Trasa nie mająca prawa aspirować do Mistrzostw Polski. Co prawda gór nie było ale trasa była trudna. Podstawowa trudność: dystans. Przeszkadzały też wybijające z rytmu dziury, kamienie itp itd. A 1100m przewyższeń też nie pomagało. Nie wiem czy byłeś w Dąbrowie, a z tego co napisałeś to można wywnioskować że nie byłeś więc nie wypowiadaj się na temat trasy patrząc na mapkę albo profil.

      Prawdziwe maratony powiadasz... Co kryje się pod tym hasłem? To nie był prawdziwy maraton? Muszę Cię zaskoczyć i stwierdzam że był prawdziwy.

      Na dystansie Mega w tym roku też się trochę pościgałem (trochę bardziej z konieczności - nie było giga) i muszę powiedzieć że stanąłem raz czy drugi na pudle. Nie ukrywam jednak, że jestem długodystansowcem i wyścigi po 50km są dla mnie za krótkie.

      No prawda... O dobry wynik na Giga nie jest trudno, bo w w Polsce jest niewielu juniorów ścigających się na takich dystansach. Jeśli chodzi o konkurencje... Możesz sam mi ją przecież zrobić! :) Zapraszam na kolejne wyścigi i na dystans GIGA - w końcu to jest "koronny" dystans na którym rozgrywane są najważniejsze imprezy takie jak MŚ, ME, MP itd...

      Ja swoich przyzwyczajeń zmieniać nie zamierzam z powodu tego, że mam małą konkurencję i nadal będę jeździł najdłuższe dystanse.


      Następnym razem jak będziesz próbował tak komuś napisać, zastanów się dwa razy. Każdy robi co może, trenuje, stara się, a Ty wypisujesz takie.. głupoty? Tak chyba można to nazwać.

      Szkoda, że niektórzy tak postrzegają tą sprawę.

      Pozdrawiam i życzę sukcesów :)
      Tomek


      P.S Wiem, łatwo być anonimowym w necie, (i że to o wiele wygodniejsze dla Ciebie) ale łatwiej prowadzi się dyskusję jak wie z kim się pisze.

      Usuń
    2. Cholerna Polaczkowość komuś się udało to co pojadę mu, może se odpuści. Tomku nie przejmuj się takimi hejtami bo to co zrobiłeś po półtora roku jazdy jak wspomniałeś jest godne podziwu. Ja sam mam 14lat i trenuję od tego sezonu i mam nadzieje że za rok będę miał podobne sukcesy do twoich. Przepraszam że tak późno to piszę ale dopiero teraz zobaczyłem tego hejta na ciebie .


      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Stary, konkurencja jak widzę stara się podciąć Ci skrzydła za wszelką cenę :) Gratki za wynik i czekam na opis Karpacza i Łopuchowa
    Pzdr - Piotrek z Antoninka

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłem tu przez przypadek,szukałem info odnośnie opony, z ciekawości przeczytałem pierwszy post aż trafiłem tutaj... Zapewne dotrwam do końca :) jaki miałeś czas na grand fondo? Widzę że jakiś nieprzyjemny gość zaszalał w komentarzach. Akurat śmigam co 3 dzień na tych trasach bighitem i wiem że teren nie jest łatwy,szczegolnie jak się odbije z pogori 3 na 2 przez błoto.
    Pozdrawiam i Życzę sukcesów!

    OdpowiedzUsuń