Obudziłem się przed ósmą. Co ja gadam. Nie obudziłem się. Obudziła mnie siostra. Telefonem. Chciała iść ze mną na siłownię.
-Boże, co ja Ci zrobiłem? Nie mogłaś wymyślić czegoś gorszego?
-No chodź. Sama nie pójdę, pokażesz mi co i jak, przecież chodzisz już od kilku miesięcy.
No i masz babo placka. Jak jej powiedzieć, że po wykupieniu karnetu na pół roku, więcej się tam nie pojawiłem, bo bliżej było na piwo z kumplami? No nie mogłem jej powiedzieć.
-E... ale mi się nie chcę - próbowałem udawać zaspanego
-Przestań pieprzyć. Chcę zobaczyć jak zamknąłeś maszynę na łydy! - Boże, co ja jej jeszcze nawygadywałem o tej siłowni? - Widzimy się o 9 na miejscu.
No co miałem robić. Wstałem, ogarnąłem się i zacząłem pakowanie... Odpaliłem google, wystukałem "co przyda mi się na siłowni" i spakowałem dres, ręcznik, buty, drugi ręcznik, wodę, paralizator, lokownicę (nie pytajcie o co chodzi - kazali to spakowałem. Może jakiś rytuał?) i żel pod prysznic.
Wsiadłem w tramwaj z numerem 18 i ruszyłem z wielką torbą przez miasto. Zanim dotarłem na siłownię, zgubiłem się dwa razy. Spytałem o drogę w jakimś budynku. Okazało się, że to jakiś tam dom modlitw Jechowych. Od razu złapali mnie w swoje sidła, ale "delikatnie" wytłumaczyłem im, że się spieszę. O dziwo nie stawiali większego oporu. Nie sądziłem, że paralizator przyda się zanim dojdę na siłownie.
W końcu dotarłem na miejsce spotkania. Było dwadzieścia po dziewiątej. Siostra czekała. Po krótce opowiedziałem o tym jak przyczyniłem się do zmniejszenia ilości wydychanego dwutlenku węgla do poziomu zerowego u pewnych osób w pewnym budynku i ruszyliśmy na podbój siłowni.
-Tomek, jesteś pewny, że to tutaj?
-No przecież wiele razy tu byłem. Zaraz znajdziemy wejście. Teraz w prawo i już jesteśmy... O! Tutaj jest kotłownia. Chciałem Ci pokazać. Fajnie, nie? Wracamy.
Po dwudziestu minutach trafiliśmy do recepcji. Siostra zapłaciła, ja dałem kartę. Potem zabrałem kartę biblioteczną i dałem tą od siłowni. Poszliśmy się przebrać.
[...]
-Oprowadzisz mnie? - spytała nieśmiało siostra.
-Jasne. Nie ma problemu - jak już tu byłem, to musiałem przynajmniej udawać, że wiem o co chodzi. - To tak. Tu są rowerki, te taśmy do biegania...
-... bieżnie?
-Daj mi dokończyć. To tutaj są bieżnie, tutaj takie no.. taka maszyna - i przeskakując z jednej na drugą nogę pokazałem o co mi chodzi. - Chodź dalej... Tutaj masz... salę. Ciężarki i takie maszyny do pakowania. Nie? Ale tutaj mogą wchodzić tylko faceci i to silni.
W tym momencie z sali "do pakowania" wyszła siedemdziesięcioletnia babcia w sandałach.
-Eee... ona ma złotą kartę VIP DELUX. Wiesia może tam ćwiczyć, Ty nie.
Miałem tak po prostu powiedzieć, że nie mam pojęcia jak używać tych maszyn? Wolałem zagrać na czas i zmęczyć siostrę.
-Wiesz jak działa rower? Super. No to na początek weź godzinkę pokręć sobie. Ja idę pakować łydy. Siła!
Przechodząc przez drzwi do "pakowni" krzyknąłem "Mój kod - siedem dwa osiem osiem!" I poszedłem dalej. Zdezorientowana siostra została, a jako, że nie miała swojego kodu, to poszła kręcić na rowerku.
Miałem opracowany specjalny plan na dzisiejszą siłownię, od razu wcieliłem go w życie. Skitrałem się w kącie, za maszyną do ćwiczenia mięśni śródstopia i czekałem. Z paralizatorem w ręku. I lokówką w drugiej. Jakby ktoś mnie znalazł i spytał się co robię to mówię: "Robię sobie loczki". Chociaż nie, byłem na siłowni. Trzeba ostrzej. "Robię sobie loczki, kurwa."
Pierwsze pół godziny minęło szybko i sprawnie. Nikt nie zaglądał za maszynę do mięśni śródstopia. Potem zaczął mi się dłużyć czas, więc wychyliłem się trochę zza mat treningowych (wspominałem, że nimi się przykryłem?) i zacząłem się rozglądać.
Przy ciężarkach stało kilku osiłków i robiło bicka. Na szczęście nie wyglądali na takich, którzy pakują mięśnie śródstopia. Przy maszynach stało dwóch chłopaków, koleś owinięty taśmą izolacyjną, oraz jedna babka. Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem moją siostrę z instruktorem, który coś jej tam tłumaczył i pokazywał salę. No to jestem w polu. Trzeba było szybko działać. Tylko co robić? Wylazłem ze swojej kryjówki.
Po chwili podeszła siostra i z niemałym szokiem spytała..
-Ee... Tomek? Co ty robisz?
-Jak to co? Klasyczne ćwiczenie na zwiększenie rozpiętości palców u nóg. - powiedziałem wkładając między czwarty i piąty palec lokówkę. - Ciepło dobrze działa na ścięgna!
-A co to ma dać...?
-Stabilizację! - wypaliłem.
Pewnie by uwierzyła, gdyby nie ten głupi instruktor. Co on może się znać na takich ćwiczeniach? Oczywiście zanegował skuteczność moich praktyk. Dodał jeszcze "widać, że pierwszy raz na siłowni", czym wywołał nie lada zdziwienie u mojej siostry. Poprosiłem siostrę na bok. Musiałem jej powiedzieć.
-Wiesz... no bo sytuacja jest trochę dziwna... ten instruktor to psychol! Uważaj na niego. Nawciska Ci jakiegoś kitu. Jest niebezpieczny. Jak myślisz po co mam przy sobie paralizator? - wyciągnąłem go z dresu, żeby urzeczywistnić swoją wypowiedź.
Siostra wyglądała na zdezorientowaną, więc zacząłem ją instruować.
- A teraz uśmiechnij się do niego, idź w stronę drzwi, powoli, powoli, dobrze... BIEGNIEMY!
[...]
Wieczorem zadzwoniła siostra. Oznajmiła mi, że napisała maila w naszym imieniu do dyrekcji siłowni, opisując dokładnie moje wcześniejsze przeżycia związane z instruktorem, które jej bardzo dokładnie w drodze powrotnej opisałem. Szczerze mówiąc to szkoda mi chłopaka, bo go dziś pierwszy raz na oczy widziałem. Chociaż z drugiej strony jestem ciekawy czy dyrekcja będzie tak samo zszokowana jak siostra, gdy przeczytają fragment o tym, jak instruktor z rajstopami na głowie biegał za mną z hantlem po strefie spinningowej krzycząc "Allez, allez!"
Na koniec naszej rozmowy, siostra dodała jeszcze, żebym się nie przejmował, bo wykupiła mi karnet w innej, lepszej siłowni, i że jutro razem możemy tam iść.